Oh, maldición de Malinche
Enfermedad del presente,
¿cuándo dejarás mi tierra?
¿Cuándo harás libre a mi gente?
Och, przekleństwo Malinche
Chorobo naszych czasów,
Kiedy zostawisz w spokoju moją ziemię?
Kiedy w końcu uwolnisz mój naród?
Tymi słowami kończy się piosenka autorstwa meksykańskiego duetu Amparo Ochoa i Gabino Palomares o tytule La maldición de Malinche. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby tytułowa Malinche była jakąś wiedźmą, boginią, lub innym mitologicznym stworem. Nic z tego.
Malinche to kobieta z krwi i kości, która w dodatku odegrała niebagatelną rolę w historii Meksyku. Jak wielka była ta rola, okazuje się wciąż na nowo. Kolejne wielkie i małe rewolucje społeczne nawiązują do bohaterki sprzed 500 lat. W dzisiejszych czasach nieliczni utożsamiają się z Malinche. Większość jednak nadal jej nienawidzi. Uznaje się ją za wyrodną matkę Meksykanów, porównuje z jednej strony do Matki Bożej z Guadalupe, a z drugiej, do La Llorony – mitologicznej kobiety-bestii, która zabiła swoje dziecko, a później zawodząc, z martwym noworodkiem w ramionach straszyła po lasach.
La Malinche to postać nadzwyczaj kontrowersyjna, przez Meksykanów odrzucona, przez Hiszpanów podziwiana. Nie da się o niej mówić jednoznacznie, poza tym, że na pewno była silna i nie pozwoliła tragicznej historii swego dzieciństwa pozostawić piętna na całym jej życiu.
Z Bogini Traw w niewolnicę
Był rok 1505 – kilkanaście lat przed hiszpańskim podbojem. W Meksyku przyszła na świat La Malinche. Jej oryginalne imię brzmiało Malinalli, dostała je na cześć Bogini Traw. Urodziła się w dobrze sytuowanej rodzinie azteckiego kacyka. To, że lubiła mówić, to mało powiedziane. Jej przydomek Tenepal oznaczał “ta która mówi dużo i żywo”, co w przypadku dziewczynki, nie uchodziło za oznakę dobrego charakteru, czy wychowania.
Gdy umarł jej ojciec, matka ponownie wyszła za mąż, znów za kacyka – lokalnego władcę innych ziem. Malinalli była pyskata i dociekliwa, co w żadnym wypadku nie podobało się ojczymowi. Podobno bojąc się o swoje panowanie, kazał zabić dziewczynkę. Matka małej upozorowała jej śmierć, w rzeczywistości jednak sprzedała ją handlarzowi niewolników. Inne źródła podają, że zgodnie z tamtejszym obyczajem, w domu nie było miejsca dla dzieci z poprzedniego małżeństwa. Niezależnie od tego, która z tych okrutnych wersji jest prawdziwa, los dziewczynki zmienił się diametralnie. Choć miała szlachecki rodowód, Malinalli jako ośmioletnia dziewczynka straciła rodzinę, stała się służącą i niewolnicą.
Marina, tłumaczka, kochanka
Gdy Hernán Cortés najechał Meksyk, po którejś z bitew, od przegranego wodza dostał w prezencie grupę kobiet. Wśród nich była nastoletnia Malinalli. Swoje podarki rozdał kompanom, ale z czasem aztecka arystokratka zwróciła jego uwagę. Dziewczyna znała dobrze język Majów, którego nauczyła się w niewoli, a aztecki náhuatl był jej językiem ojczystym. Jej zdolności językowe i oratorskie przydały się i teraz. Szybko nauczyła się hiszpańskiego. Została tłumaczką Cortesa, jego towarzyszką i doradczynią podczas pertraktacji z kacykami, a z czasem także jego przyjaciółką, kochanką oraz matką jego syna. Jako pierwsza kobieta na ziemiach meksykańskich zmieniła swoje imię na hiszpańskie – Marina i przyjęła wiarę chrześcijańską. Ostatecznie jednak nie wyszła za Cortesa za mąż. Została żoną innego konkwistadora, z którym miała jeszcze córkę. O dalszych losach Malinche nie wiadomo, i nawet data jej śmierci pozostaje tajemnicą.
Z brzydkiego kaczątka w Doñę Marinę
Dziewczyna była bardzo szanowana przez konkwistadorów, nazywano ją Doñą. Bernal Díaz del Castillo, kronikarz tamtych czasów i zarazem konkwistador, patrzył na nią niezmiernie przychylnym okiem: „Doña Marina okazała się wyjątkową kobietą i doskonałym tłumaczem, dlatego Cortés stale woził ją ze sobą”. Opisywał ją często przyrównując do mężczyzn, wśród których się obracała. Przyznawał, że odznaczała się odwagą i siłą, których czasem brakowało nawet najbardziej męskim wojownikom. Być może była to oznaka feministycznego zacięcia naszej bohaterki. Nie zależało jej na amorach, ale spędzała dużo czasu wśród mężczyzn i zachowywała się jak oni. Chciała być postrzegana przez nich poważnie, jako człowiek, partnerka w dyskusjach i doradczyni w kwestiach wojny, a nie jako delikatna kobieta. Z drugiej jednak strony, w porównywaniu Mariny z mężczyznami, możemy doszukiwać się patriarchalnego spojrzenia kronikarza, któremu z trudem przychodziło pisać o kobiecie żyjącej wśród mężczyzn, szczególnie gdy odgrywała tak wielką rolę.
Sam Cortés wstydził się chyba Doñi Mariny i swojego do niej przywiązania. W listach do króla wspominał o niej z imienia zaledwie dwa razy: Malintzin, poza tym mówiąc o niej lingua – dosłowie język – tłumaczka. Starał się umniejszyć jej znaczenia, przypisując jedynie sobie dokonanie podbicia Meksyku. Jednak taka była tylko wersja oficjalna. Według jego towarzysza, konkwistadora Rodriguez’a de Ocana, Cortés przyznał, że „sukces swój zawdzięcza Bogu, a zaraz potem Marinie”.
I rzeczywiście powinien był być wdzięczny. Historycy przyznają, że gdyby nie ta odważna kobieta, która słowami potrafiła łagodzić porywczą naturę Hiszpana i prowadzić pokojowe pertraktacje, podbój Ameryki Łacińskiej przebiegałby znacznie krwawiej.
Z Malinche w La Chingadę
Niestety niewielu potrafi dostrzec ten rodzaj bohaterstwa, który dziś nazwalibyśmy dyplomacją. Na podstawie osoby La Malinche i jej historii Meksykanie ukuli pojęcie malinchismo, co oznacza zdradę tego co własne, ojczyste, przy jednoczesnym upodobaniu nieznanego, obcego, zagranicznego. Termin ten jest bardzo powszechny i niestety bardzo pejoratywny. Malinchista to plugawe określenie na Meksykanina, który np. opuszcza kraj, by robić karierę w Stanach. Gorzej jeśli jest to kobieta. Najgorzej, jeśli wyjeżdża, bo się zakochała.
Octavio Paz, kultowy poeta i eseista meksykański, laureat Nagrody Nobla, tłumaczy, że Malinche „reprezentuje Indianki zafascynowane, uwiedzione, lub zgwałcone przez Hiszpanów” – i wszystkie te kobiety kładzie na jednej szali. Tak, jakby dało się porównać ze sobą gwałt i fascynację! <sic!>
¡Viva México, hijos de la chingada! Niech żyje Meksyk, dzieci kobiety zgwałconej! – od tych słów, jakże popularnych w Meksyku, rozpoczyna Octavio Paz swój esej Dzieci Malinche, na zawsze już nadając kształt meksykańskiej tożsamości. Znana blogerka, Aleksandra Synowiec, na swojej stronie Mexico Mágico, interpretuje te słowa w ten sposób:
“Hijo de la chingada to chyba najwyższy wymiar meksykańskiego przekleństwa, przekleństwa, które po prawdzie historycznej odnosi się do każdego Meksykanina. Paz wskazuje tym samym, że każdy z nich – jako owoc gwałtu – jest tym samym od samego urodzenia przeklęty. Sugeruje, że Cortés zgwałcił Malinche, która pozwoliła mu na to, pozostała bierna i otwarta. W rozumieniu Paza oraz meksykańskich kolokwializmów, to właśnie ona, a nie on, pozostaje stroną negatywną i winną tego gwałtu.”
W ten oto sposób kultura gwałtu przejęła kontrolę nad kulturą i tożsamością Meksykanów. A stało się to całkiem niedawno, bo książka Paza wydana została w 1950 roku, czyli podobno w “cywilizowanych” czasach.
Zrozumieć Malinche
Już nawet dziadek Octavia, Ireneo Paz opisywał historię Malinche i Cortesa, jako historię płomiennej miłości i widział w naszej bohaterce nie zgwałconą Ewę, ale Julię, kochającą Romea na przekór normom i konwenansom.
Jakkolwiek Malinche nie byłaby odbierana, nie należy jej winić ani za gwałt, ani za zdradę. Interpretacja skazująca jest nie tylko bezwzględna ale przede wszystkim bardzo płytka. Po pierwsze, Malintzin nikt nie pytał o zdanie gdy sprzedawano ją jako niewolnicę, lub gdy później darowano ją Cortezowi. Miała więc całkowite prawo nienawidzić swojego narodu i pragnąć zemsty. Po drugie, w tamtych czasach pojęcie lojalności nakazywało być uległą i wierną nowemu panu. Ową wierność, wpajaną od dziecka, niewolnica Malintzin, zachowała.
Mimo wszystko, Malinche pozostaje tematem tabu w debacie publicznej, o jej historii nie wspomina się w szkołach, a jej zmarginalizowane imię funkcjonuje w kulturze głównie jako przekleństwo. W ostatnich latach ruchy wolnościowe dostrzegły w Malinche swoją patronkę. Przyznają się do niej i utożsamiają się z nią feministki, lejbijki, emigrantki. Piszą o niej wiersze, artykuły i książki, starając się zrozumieć zarówno jej historię,
jak i swoją tożsamość, a także zmienić społeczną ocenę jednego i drugiego.
Każda Chicana (Meksykanka, która wyemigrowała do USA), lesbijka i feministka w jednej osobie, uosabia aż trzy “grzechy”, zdradzając tym samym świętą rolę meksykańskiej kobiety, której zadaniem jest rodzenie bohaterów. Wiele kobiet wybiera jednak bycie bohaterką, działaczką społeczną, aktywistką. Z nadzieją, że ktoś ich posłucha i uszanuje ich słowa, tak jak słuchano i szanowano słowa Malinche. Może także historia niejednej Chicany, tak jak historia Malinche, zamieni się w mit.
Tekst: Julia Starościc
Bibliografia:
Anzaldúa, G. (1999). Borderlands / La Frontera. Aunt Lute Books. San Francisco
Hinkelammert Palma, V. P. 2009. Pasos, nr 141: 10-18. “La mujer en el mito de la Malinche” San José, Costa Rica
Synowiec, A. 2020. Mexico Mágico Blog. “Malinche – bolesna matka Meksykanów” http://mexicomagicoblog.blogspot.com/2013/04/malinche-bolesna-matka-meksykanow.html
Starościc, J. 2019. El retrato arquetípico de la mujer en la novela “Cien años de soledad” de Gabriel García Márquez, Łódź
https://pl.wikipedia.org/wiki/Malintzin
Obraz na stronie głównej: La Malinche wg. Diego Riviera
Zależy nam, aby nasze teksty były jak najwyższej jakości. Jeśli znajdziesz jakikolwiek błąd, napisz do nas: Ifem.pl@protonmail.com.